niedziela, 10 maja 2015

Wybory, Wybory, Wybory - wracam

Wybory, wybory wybory.

Znów zniknąłem. Znów rozsypałem wraz ze zmieniającymi się cyferkami w kalendarzu coś, co zwykliście nazywać 'blogowym potencjałem'.
Straciłem regularność,by zachować autentyczność. Innymi słowy nie chciałem pisać, by  nabijać statystyki, Sztuka dla sztuki przestaje być sztuką. Artystą nie jestem, ale autorem ( chociażby blogowym) owszem;
Jeśli mam pisać to z poczuciem, że jestem z tego zadowolony, ale nie o tym dziś.


Dziś mamy wybory (prezydenckie).
Dziś mamy wybory (życiowe).
Dziś mamy wybory (codzienne).

Zacznijmy od tych pierwszych. Szczerze? Nie poszedłem głosować i nie czuję się 'ashamed' z powodu nie wypełnienia swojego obywatelskiego obowiązku. Po pierwsze nie ma kandydata, który byłby wiarygodny, szczery, reprezentacyjny, nie będąc przy okazji partyjną marionetką, rydzykowym wyznawcą, czy rockowym niedyplomatycznym lekkim oszołomem. Pan nr 3 jest dla mnie największym potencjałem, myślę, że jeszcze 5-10 lat i może jego postulaty będą miały realną szansę realizacji, a moje kochane polskie społeczeństwo kolokwialnie 'ogarnie'.
Póki co porównujmy się do krajów 'rozwiniętych', równocześnie kłócąc się o in vitro dla bezpłodnych par, podczas, gdy reszta świata kłóci się o legalna surogację dla par jednopłciowych, upowszechniając legalizację małżeństw homoseksualnych.
Polska scena polityczna to dziwny mish-mash pokomunistycznych poglądów, marzeń i ambicji ludzi, którzy po 89r. znaleźli się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Nic mniej nic więcej. Sporo im brakuje, ale następców nie widać.
Trzecie miejsce w wyborach Pana nr 3 pokazuję, że jakaś część naszego społeczeństwa obserwuje i wyciąga wnioski. Brawo My.

Wybory Życiowe. Zniknąłem i wracam. W tym roku destabilizacja to hasło wiodące mojego życia. I  o ile hajsu mam jak lodu, mogę nawalić bez wyrzutów sumienia potrójną śmietankę do mojego pro Frappe, o tyle gdzieś tam po kątach kilka osób się rozbija przy okazji rykoszetem uderzając we mnie.. Głównie chodzi o rodzinno zdrowotne sprawy, nic innego mnie od jakiegoś czasu nie rusza. Mów mi Mr/ Heartless. True, tak trzymam.

Krótko, zwiężle i na temat ( ot co na rozgrzewkę ;) )

Przy okazji wyborów Prezydenckich, bardzo fajny artykuł polityki i mała analiza pokolenia 90 wzwyż

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1535433,1,millenialsi--mile-pokolenie-bez-zludzen.read <klik

Coś do ucha : https://www.youtube.com/watch?v=jd31cid22EI < klik

niedziela, 15 lutego 2015

Młodość kontra autorytet, siła vs siła





W jedną w bezsennych nocy postanowiłem sprawdzić jak się miewa Polskie Kulturalne Podziemie. Poczynając od niszowych, 'niezależnych' portali literackich, kończąc na dwutygodnik.com i Tygodniku Powszechnym.

Wnioski, konkluzje?
Mogłoby być lepiej, mogło być też gorzej.
Ku mojemu zdziwieniu (i zadowoleniu) natknąłem się na kilka super inicjatyw, ale nie o tym dziś. Dzisiaj o kulturze.


Szczytem marzeń każdego młodego pisarza, dziennikarza, eseisty, czy felietonisty, jest zostać wydrukowanym. Móc wyciągnąć palec, przelecieć po literkach, powąchać, pomacać, a w razie potrzeby, czy niezadowolenia wyrwać, zgnieść, podrzeć, zadeptać. Nie ma nic lepszego dla utalentowanego młodego jeszcze niezależnego i niszowego pisarza, jak zostanie dostrzeżonym, sami podkładamy wam się pod krytykę. Pragniemy jej.
Nie tyle w 21 wieku, co w ostatnim dziesięcioleciu przywykliśmy, do przywłaszczania i wyrabiania sobie internetowej przestrzeni na wszelakie hobbystyczne -czy też nie - potrzeby. Poczynając od konkursu bloga roku onetu, po blogi typu outfit of the day, kończąc na tych najmniej poczytnych, ale chyba najbardziej wartościowych, blogów kulturalnych.
Przyzwyczailiśmy się do wszechobecnej uproszczonej do granic możliwości grafiki i krótkich 'chwytnych' haseł, przygłupich piosenek i bezsensownych, chwilami absurdalnych reklam. Zostaliśmy kulturalnymi leniwcami. Żeby nie było, sam się na tym łapię. Stojąc w kolejce, czekając, wolę wejść na 9gag'a (pierwowzór kwejka), czy powierzchownie 'przelecieć' okiem nagłówki portali informacyjnych, aniżeli przeczytać coś mądrego, zmuszającego do refleksji.
Czemu jest jak jest i czemu nie zapowiada się na to, aby było lepiej? Jako przedstawiciel pokolenia 90, wykorzystam swoje prawo głosu i pozwolę sobie przedstawić świeży, niezależny i niszowy jeszcze punkt widzenia.
Jest tak, nie jak to sobie ministrowie w stolicy, czy inni nie znający już  realiów polskich ulic, przystarzy urzędnicy wymyślili: Z braku projektów społecznych poszerzających wrażliwość społeczną, z braku nowelizacji odpowiednich szkolnych, czy innych ustaw, z braku świadomości i z powodu ograniczenia inteligencji społecznej. Nie, (kurwa, nie) moi starsi Panowie i Panie, to nie tak.

Jesteśmy młodzi, niedoświadczeni, ale na Boga, nie jesteśmy głupi. Prosty przykład: większość moich znajomych czyta. Nie byle co, czytają poezję, książki, od narzucanych nam niegdyś lektur zza czasów szkolnej ławki, po Bukowskiego, Fitzgeralda, Zafona, Caubre, Hłasko, Twardowskiego i wielu wielu innych. Czytamy wasze prawicowo-lewicowe tygodniki. Wsłuchujemy się w wasze sterowane, masowe, poranne radiowe audycje i widzimy wasze gry, gierki, wojny i wojenki, wasze chwyty poniżej pasa i nierzadko wasze zachowanie poniżej krytyki w politycznym podsumowaniu dnia, czyli programach informacyjnych (ponoć informacyjne).
Drodzy Panowie Profesorzy, Doktorzy, Redaktorzy Naczelni. Możecie mówić, pisać co chcecie, ale czasy, w których mogliście nam wmówić cokolwiek wam się podoba bezpowrotnie minęły.. Jesteśmy dorośli - wyciągnęliśmy wnioski.

Młodzi ludzie nie są ignorantami, mają swoje autorytety, z tym, że sięgają one dużo wyżej niż przywykliście sądzić. O ile naszym argumentem w intelektualnej, zdrowej debacie będą wzorce pobrane z archetypów wszystkich czasów, a już na pewno wnioski wynikające z waszych chorych, przekupionych czasów PRL, o tyle waszym ostatecznym argumentem będzie doświadczenie.Wzrastająca ilość lat w nawiasie przy nazwisku, nie powiększa procentowo zasadności waszej krytyki. Wasze osiągnięcia owszem.
Okej, zgoda, ale Panie Profesorze, Doktorze, Ministrze, dorastałeś i studiowałeś w czasach ograniczonej wiedzy o świecie, narzuconej ideologii i załatwianych pod stołem stanowisk.
Dalej w większości żyjecie w kółku wzajemnej adoracji, Od czasu do czasu w jakimś - krytykującym stan czegokolwiek polskiego - artykule wyrażacie swoje zażenowanie, przerażenie, niechęć tego co 'młode', aspirujące, do wszystkiego, co stanowi dla was potencjalne zagrożenie.
Młody asystent, docent ze stażem Oksfordu śmie mówić Wielce Panu Profesorowi z Uniwersytetu Zielonogórskiego ze stażem w komunistycznej partii, że jest równie dobry, że wie równie dużo. Nie mówię, że zawsze ma rację, mówię, że jest to możliwe.Myślę, że to kwestia inteligencji nie nabytej, a wewnętrznej jest przyznać komuś rację i zaakceptować nie tyle, porażkę, co realny stan rzeczy.
O ile wy macie w swojej głowie chore potrzeby nieprzerwanego łechtania ego, o tyle młodzi wiedzą jak grać, aby przetrwać, a w dogodnym czasie sięgnąć po wygraną.
Jesteśmy nieobliczalni, bez skrupułów,bezwstydni, bezpośredni chwilami wulgarni i opryskliwi.. Jesteśmy efektem waszego systemu. Gratuluję.

A teraz dalej dojebcie na 'sesji' kolejne nikomu nie potrzebne teorie pisane na 5 stron, ze świadomością, że młodzi na coś liczą. Dalej zróbcie to z tą żałośnie widoczną premedytacją, aby pokazać im, że się przeliczą.
Żyjcie w tej swojej ocenzurowanej teorii po PRL-owskiego świata, my uczymy się w praktyce, że gest Kozakiewicza był nie tylko w stronę Rusków.
Jeśli,jak sobie pościelisz tak się wyśpisz - wróżę wiele bezsennych nocy dziadkom zza czarnego stolika w garniturach z kieszeniami na koperty.

https://www.youtube.com/watch?v=2Ke9wJUOQGs < apropo wpisu, pasuje jak ulał

poniedziałek, 9 lutego 2015

Co łączy Żulczyka, Sama Smitha i Adele?

Tytułowe pytanie nasunęło mi się samo, poprzez połączenie kilku faktów z kilku ostatnich miesięcy (Żulczyk), tygodni (Sam Smith), lat (Adele). Wiem, że połączenie nieco dziwne, może mało trafne, bo co może łączyć polskiego pisarza, piosenkarza geja, i smutną, grubą Adele?
Sporo.


Nie będę przedstawiał poszczególnych analiz biografii moich bohaterów skupię się na  tym co mają wszczepione w DNA, przez wszczepienie sobie w serca - geniuszu.

Wczorajszego wieczoru Sam Smith odbierając 4 statuetkę Grammy, jak przed laty Adele - podziękował za to samo. "Dziękuję osobie, w której jestem zakochany. Dziękuję, że złamałeś mi serce, to dla Ciebie jest ten album'.

Ironio losu, iskro Boża  wróżbita Maciej ze mnie żaden, ale o czym ja pisałem w poprzednim poście? O tragicznych życiorysach.

Już od dawna wiem, że każdemu z nas musi rozpierdolić serce, musimy potaplać się w gównie i trochę przestymulować na piątkowo-poniedziałkowych' tripach na 'imprezy na zabijanie' Musimy czuć potrzebę wyplewienia, wypalenia, zajebania. Musimy dojść do punktu, w którym jeszcze jeden kieliszek wódki stanowi absolutnie najwyższą z potrzeb w jakiejkolwiek piramidzie i hierarchii wartości. Musimy rzygać (dosłownie) naszym jestestwem, żeby w końcu pozostała w nas pustka, żeby gówno zamienić w słodką czekoladę, rzyganie tanim szampanem z biedronki na rzyganie tęczą, a zabijanie siebie zamienić na zabijanie osoby, która w nas ten  zapętlony shit wpędziła. Wyzbyć się wszystkich wartości, by odnaleźć je (i siebie przy okazji) na nowo. Zredefiniować swoje JA.
Można pisać, śpiewać, tańczyć do smutnych piosenek i prosić o sms w jakimś kolejnym tandetnym reality show. Byleby odreagować.
Przy odrobinie talentu i chęci w jednej z tych, czy innych dziedzin można stać się wielkim, pożądanym przez tłumy, pięknym w ich oczach. Można doznać tego niewyobrażalnego zaszczytu i uczucia spełnienia ze świadomością, że wydźwięk naszego imienia został synonimem słowa Artysta.

Kupiłem ,, Ślepnąć od Świateł'' Żulczyka zanim został nominowany do Paszportów Polityki, jako jedno z odkryć roku, nie potrzebowałem recenzji, zachęty, opinii. Wszedłem do księgarni przypadkiem wziąłem w rękę, otworzyłem na byle jakiej stronie i po 2 zdaniach wiedziałem, że jest wybitna, że jest mi bliska, że ta właśnie książka jest mną sprzed 2 lat.  Lustrzane odbicie mojego wkurwienia i światopoglądu. Lustrzane odbicie 80% wkurwionych ludzi rocznika 80,90+. Lustrzane odbicie ludzi skazanych na system i przez system - na życie w nie poukładanym jeszcze polskim wyobrażeniu o kapitalizmie i jego ubocznych skutkach ( roczniki 96,97 itd. idąc wzwyż).
Jedni są wkurwieni, inni zadowoleni, że ktoś o nich napisał, a debilizm nastolatków nie pozwolił im skumać jaką żałosnością ociekają wrzucając foto dzieła Żulczyka przy jakimś al'a drinku z hashtagiem 'genialna'. Tak, kurwa genialna bo o Tobie debilu, bo o twoich selfie w męsko-damskich rurkach i nowych vansach (new balance'ach?) jak wciągasz koks, zapijając wódą na placu zbawiciela za hajs rodziców idioto. (generalizuje, albo i nie - zależy).

Człowiek,złamany,zdystansowany, świadomy tej żałosności i jej braku, człowiek, który był na dnie i wdział tą ciemność i jadł ten shit. Tenże właśnie człowiek jest nieśmiertelny, nieprzewidywalny, gotowy na wszystko.
Depcząc go uważaj - może stać się wielki i będziesz żarł własne gówno w jego cieniu.

https://www.youtube.com/watch?v=OYatLc3a_qI < apropo Ślepnąc od Świateł i Żulczyka, kiedyś wrzucił to na fejsowego fanpage'a i się zajarałem.










piątek, 6 lutego 2015

Kiedyś laski mnie olewały bo byłem nikim - dziś te same laski chcą mnie olewać sokiem z cipki

Fajny tytuł posta? Spoko, też mi się podoba.
Nie Fajny? Szkoda, automatycznie uznaję Cię za lekko ograniczonego.

Dzisiaj będzie o tym kim byliśmy, kim jesteśmy i co z nas zostanie.


Kiedyś byłem kimś kogo śmiało mógłbym nazwać niepoprawnym optymistą. Obserwując świat zza bezpiecznych progów rodzinnego domu, ślepo wierząc, że świat ma dla mnie  barwę szczęścia, nieświadomie stawiając naiwne, lekko przykozaczone kroki - szedłem. (do nikąd jak się okazało).
Zawsze byłem nad wyraz inteligentny, nie musiałem się dużo uczyć, znałem dużo mądrych słów, wiedziałem jak i kiedy z nich korzystać tak, aby licealnego pospólstwa nie denerwować. Tak nazwałem ludzi pospólstwem. Tak to wyraz ignorancji. Tak mam to w dupie.
Zawsze miałem powodzenie w sumie u każdej płci, nie, nie jestem spedalony, po prostu jestem dobrym słuchaczem i zawsze służyłem radą niezależnie od wzrostu, wagi, czy orientacji.
Byłem wysportowany, uwielbiałem rywalizację. Czego nie dotknąłem zawsze byłem więcej niż przeciętny, w kilku tematach nawet chyba wybitny. Chyba.

Zdupiłem to wszystko jak w życiu bywa przez miłość. Zacząłem czytać. Baaaaardzo dużo czytać. Przez rozwój klatki piersiowej po rozwój interpersonalny.
Zacząłem balansować. Balansować między granicą, co mogę, co chcę,a co muszę. Szkoła i otaczający mnie ludzie zaczęli się wydawać banalni, bezwartościowi,  przygłupi.
Zacząłem pisać.
Pisałem tak, że nauczycielki cytowały moje prace na głos we wszystkich klasach, wszystkim rocznikom, a konkursy literackie z góry rezerwowały mi nagrody.
Kurwa byłem dobry.
Kurwa byłem dobry bo byłem zakochany.
 Kurwa byłem dobry bo cierpiałem, bo ówczesnymi czasy chciałem tylko jej, bo pisałem nie o niej, ale dla niej.
Nie chciałem być dla niej dobry. Chciałem być najlepszy. We wszystkim.
W całym tym cierpieniu paradoks jest taki, że dopiero gdy odchodzi i po jakimś czasie wraca dopiero możesz stwierdzić, że czujesz, że żyjesz. Osobisty ból istnienia z upływem czasu staję się jedynym impulsem do działania. Jakiegokolwiek.
Nie bez przyczyny najwięksi poeci, pisarze, artyści byli ludźmi zazwyczaj nieszczęśliwymi ze strasznymi życiorysami społecznymi. (np. Bukowski był pijakiem, nie wiem czy to się wlicza?)

Dzisiaj jestem jednym z tych szczęśliwców i przeklętych zarazem, którym dane jest nosić ogromny ciężar i udogodnienie, na swoich barkach ( na sercu - trafniej) : przeintelektualizowanie.
Wszystko umiem nazwać, wszystko umiem opisać, stojąc na przystanku, czy w miejskim korku, w głowie mogę stworzyć zarys książki, która bez problemu dorównałaby 'Ślepnąc od Świateł' Żulczyka, a w miarę upływu czasu i przy odrobinie wprawy Dostojewski zza grobu przybiłby mi piątkę.
Kocham realizm, szarą, brudną, szorstką rzeczywistość. Ostrą jak brzytwa szczerość. Kolokwializmy, jako naturalne podkreślenie stanu emocjonalnego. Bezkompromisowość. Strzelaj w dziesiątkę, albo nawet nie podchodź. Ot co - cały ja. (w głowie).

Jestem typem człowieka, który pomaga zbierać rozsypane przypadkiem rzeczy na ulicy, jak znajdę stówę, najpierw myślę kto to zgubił i jak go znaleźć - myślę, że jestem w swoich granicach miłym człowiekiem, ale to co mam  w sobie...
Ponoć głupsi mają łatwiej. Być może, ale gdybym nie miał tego, co mam w głowie chyba bym się zabił. Talent? Nie potrzebuje opium, jak Mickiewicz, żeby napisać trzynastozgłoskowiec Pana Tadeusza.


By the way, porównajcie sobie w głowie kim byliście, jesteście i jak myślice co z was zostanie?

https://www.youtube.com/watch?v=z2_v1cx0bxI < bardzo spoko ( o dziwo) polski duet











piątek, 30 stycznia 2015

O miłości i eks rzeczy kilka

Miłość.
W poście pt.'' Rejestr miłości i spotkań', opisywałem fizyczno emocjonalne skutki zakochania w aspekcie seksualnym, dzisiaj przyszło mi poruszyć drugą (sercową) stronę medalu.

Why now?
Teraz jak chyba nigdy, doceniam jej obecność, cierpliwość, trwałość.

Przedstawie to na podstawie kontrastu i historii jaka mi się przydarzyła, myślę, że jest w miarę fajna i o dziwo pozytywna.

Kiedyś między wierszami opisałem wam osobę, która zaliczyła solidny lot (w dół niestety) mniej więcej od wyżyn poezji Kamieńskiej -z którą mi się kojarzyła -do egzystencjonalnego i mentalnego rynsztoku - jakim została (przynajmniej tak mi dała odczuć jakiś czas temu).
W sumie nie wiem czy powinienem ją nienawidzić, czy podziękować i adorować. Nasze popierdolenie sytuacji w jakiej byliśmy powinno dostać nagrodę dla zjebów roku.
Anyway.
Kochałem ją jak wariat (dosłownie). Kochałem ją ZA wszystko i MIMO wszystko. Z każdą inną po drodze poznaną laską, utwierdzałem się, że jest wszystkim, i wszystko jest niczym jeśli nie będę miał jej w swoim życiu. Byłem pewny jej, siebie, nas. Byłem pewny, że nie ważne co odjebie zawsze wróci, a z biegiem czasu ona zaczęła być pewna, że cokolwiek nie odjebie... wrócę.
I miała kurwa rację. Zawsze mnie wpuszczała, zawsze ją wpuszczałem, Mimowolnie, powoli, by potem w sekundę zamknąć drzwi na kolejny rok, lub pół. Anyway x2.
Dzięki Bogu racja to nie wszystko co miała mi do zaoferowania, miała również na mnie ogromny wpływ, jako na człowieka. To dzięki niej jestem dzisiaj jednocześnie wrażliwy i niewzruszony, dzięki niej jestem przygotowany na wszystko jednocześnie nie oczekując nic. Dzięki niej wiem, że można być z kimś z miłości, z potrzeby, czy żeby poruchać. Wiem, że można się oszukiwać bujając się z jakimś ziomeczkiem przez rok, po czym w środku nocy najebanym na jakiejś przypadkowej domówce usłyszeć jedną 'wspólną' piosenkę i być rozpierdolonym na kawałki, które dopiero co tak ładnie udało się poskładać.

Jezu, co to się działo jak odeszła, przeszedłem chyba wszystkie fazy typowego rozstania i trwało to w chuuuuuuuuuuuuuuuj długo.
Przez panikę, rozpacz, gniew, obojętność, tęsknotę, wkurwienie na widok zdjęcia z jakimś 10000000000razy gorszym kolesiem i tak w kółko przez pierdolone LATA.

AŻ DO TEGO ROKU (JUPII)

Teraz pozytywna strona tej historii.
Po rozstaniu, długo szukałem siebie i kogoś, byłem w jakiś pseudo związkach z pseudo ideałami.
Kiedy już myślałem, że złapałem szczęście za nogi, zawsze mi coś nie pasowało Za duże cycki, za wąska cipka, pierdolone księżniczki, panny jak się nie będziesz starał i domyślał to Ci nie dam dupy, albo panny kocham Cie chodź Cię zagłaszczę. Zawsze mnie coś w nich uwierało, jak kamyczek w bucie. Niby spoko, ale na dłuższą metę nie da rady. Kumasz?

Szukałem tak po całej Polsce, a znalazłem ... uwaga.... 10 MINUT OD SWOJEGO RODZINNEGO DOMU. SERIO.
Życie jest prześmieszne.
Jakieś 2 lata temu siedziałem sobie w Mielnie na przystanku czekając na busa, który zawiózłby mnie na moją kochaną koszalińską północ. Przyszła jakaś sierota i pytała o rozkład, który był wywieszony 30 cm od miejsca, w którym stała i ze łzami w oczach pytała jakiś dziwnych ludzi czy przypadkiem nie wiedzą, czy może jej ten bus nie spierdolił.
Ja - bohater dnia - wstałem podszedłem i powiedziałem, że jej nie spierdolił i, że też czekam.
Jako, że mam dar dostrzegania chyba smutku w oczach, który sam ówczesnego czasu miałem, zacząłem z nią rozmawiać, jak to zwykle bywa o dupie Maryni w większości.
Tak się bujaliśmy przez tydzień albo dwa, wspólnie jeżdżąc i wspólnie wracając.
Oczywiście przeszło mi przez myśl, że jest śliczna i mądra i fajnie by było, ale, że jestem pipa i byłem wtedy w jednym  z takich pseudo związkowych relacji, nie zrobiłem nic, aż kontakt się urwał.


2 jebane lata się gdzieś z nią mijałem ( nie uwierzycie jakie zbiegi okoliczności nas łączą), ąż przypadkiem gdzieś natknąłem się na nią w otchłanii internetu. Potem poszło z górki kilka rozmów, kawa, obiad, kolacja, wino, świeczki, sex, uśmiech, rozmowy, rozmowy, rozmowyyyyyyyyy. Okazało się, że mieszka na tym samym osiedlu - 10 min. ode mnie. I mieszkała tam zawsze. Kumacie? Tyle błądziłem, szukałem, a osoba, przy której odnajduje siebie mieszka 3 ulice dalej.

Do dzisiaj jest jak na początku. wyjątkowo, bez presji, kłótni, oczekiwań, zawsze z nutą ekscytacji.
Uwielbiam w niej wszystko. Uwielbiam, że nie siedzi na dupie i nie czeka na mnie jak pizda roku, kiedy wychodzę- też gdzieś idzie, że ma swoje zdanie, poglądy i pasję, jednocześnie znając zasady kompromisu, zaufania i moje granice. Nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek mógł być przez nią smutny, zły, zraniony. Zawsze znajdzie sposób, aby mnie zaskoczyć (mile).

Nie wiem jak ona to robi, ale dzięki niej znów czuję, że nic mnie nie omija. Czuję, że kiedy jej mówię, że jest piękna ona w to wierzy, a z łez jej wzruszenia mógłbym uzbierać ocean.
Jest inna niż ja, jest roztargniona, czasem sierotowata, nie jest jakoś super oczytana, ale mimo to jest super inteligetna. Jest strasznie wesoła i zawsze umie mnie rozśmieszyć do łez ( i bólu brzucha).
Jest moja i najważniejsza: jestem jej. Chcę być jej.


Dzięki Pani numer 1 jestem pięknym człowiekiem dla Pani numer 2. Myślałem, że to niemożliwe, że wszystko już przeżyłem, że czułem wszystko co było dane mi poczuć. Niespodzianka.

Dzisiaj  chowam dumę, świat zostawiam w tyle i ona jest wszystkim co mam ( i jestem pewien, że ze wzajemnością). Też nie wierzyłem w te dyrdymały o przeznaczeniu, czy gadanie o tym, że przyjdzie kiedy najmniej się spodziewamy. Niespodzianka x2.

P.S z bratem dalej ta sama sytuacja, ale nie będę z bloga robił pamiętnika wkurwionego nastolatka, którym zresztą nie jestem. Jak się coś ruszy to pewnie to tu wyleje, dzięki za miłe słowa - doceniam.

https://www.youtube.com/watch?v=pJEk5WbPZww







wtorek, 27 stycznia 2015

Nie ma nieba

Wczoraj miałem napisać post. Miałem napisać o tym, że spokojnie chodzę spać i spokojnie się budzę. Napisałbym, że nauczyłem się zwyciężać i chodzę z wysoko uniesioną głową. Miałem rozpływać się nad tym spokojem i zacytować kilka fajnych motywacyjno-pozytywnych poetów. Miałem opisać wam jak mam cudowną rodzinę i jakie piękne chwilę dziele ze swoją ukochaną. Miałem wylać swoje zadowolenie i radość, że od pewnego czasu kogoś kocham i jestem kogoś pewien, że jesteśmy siebie pewni. 

MIAŁEM

Jak nie lubisz marudzenia, albo masz miękkie serce dalej nie czytaj, bo moje dzisiaj pękło. I wcale nie chodzi o jakieś śmieszne damsko-męskie rozstania, bo z nikim się nie rozstałem i nie mam zamiaru się rozstawać.

Jakieś 2 posty temu opisywałem, że mam chorego dziadka i siostrę rozwodząc się przy tym trochę nad marzeniami. Zdążyłem się z tym pogodzić, uspokoić, a dzisiaj mój 13 letni brat trafił na oddział onkologiczny w trybie pilnym.

JA PIERDOLE KURWA BRAK SŁÓW.

Post niżej jest komentarz o Bogu i nawet chciałem komuś przyznać rację. Do dzisiaj.
Jeśli ktoś jest w mi w stanie wytłumaczyć czym zawinił 13 letni hiper inteligentny i zajebisty chłopak, czemu musi się martwić o coś więcej niż wyniki czasu na pływalni- zwrócę honor.

Kocham tych ludzi. Kocham ich bezwarunkową miliardo procentową, czystą jak łza miłością. Za każdego z osobna oddałbym życie(zajebałbym), żeby nie musięli nawet mierzyć się z perspektywą strachu o siebie. Każda z tych osób zabrałaby mi ogromną cząstkę mnie. Jeśli ktoś z nich nie da rady, wszystko się zmieni, ludzie, świat, moje oczy.

W obliczu śmierci nie ma pewnych siebie, nie ma odważnych - straszy tylko brak uzyskania drugiej szansy.
 Proszę korzystajcie i mówicie, że kochacie kiedy macie szanse:

https://www.youtube.com/watch?v=wS1z5VcdA3E




wtorek, 20 stycznia 2015

Miasto 44 - o śmierci, zabijaniu, nienawiści

Bóg. Honor. Ojczyzna.
To pierwsze w moim przypadku z zamkniętymi oczami można skreślić.
Honor? Honor i duma mógłbym mieć wpisane w dowodzie zaraz po imieniu i nazwisku. ( Dzień dobry nazywam się Dumny Honor. (Hodor też by pasowało, ale życie to nie Gra o Tron),
Ojczyzna....

OGŁOSZENIE DUSZPASTERSKIE:
Dla tych zainteresowanych kinematografią patriotyczną, pięknie informuję, że na zalukaj można już sobie obejrzeć Miasto 44.(for free)

UWAGA BĘDĄ PRZEKLEŃSTWA

O ile jestem twardym człowiekiem, a duma objawia się u mnie tym, że mało co mnie 'rusza', a jeszcze mniej wzrusza, o tyle nienawidzę, kurwa nienawidzę jak niewinnym ludziom dzieje się krzywda.
Jakiś czas temu siedząc w parku czekając na jakikolwiek środek komunikacji mogący mnie zabrać do domu zobaczyłem dwie małe dziewczynki z mamą. Śliczny, słodki widok jedna targana pod ramię, druga co trzy kroki dostająca wpierdol z otwartej łapy za to, że nie umie prosto jechać na swoim ślicznym różowym rowerku. Najchętniej to bym sam wstał i z mojej łapy tej matce wyjebał, ale jako, że jestem człowiekiem raczej inteligentnym podszedłem wskazałem kochanej mamusi kamery porozwieszane w parku (miejski monitoring) i zadzwoniłem na policję. (mam sporo rodziny w policji więc wybrałem jeden z rodzinnych numerów) zjawili się niebiescy panowie, matka mnie oczywiście zbeształa. Z tego co wiem dostała  dozór kuratora. (nie popieram instytucji policji jako środku zapobiegawczego, ale w takich sytuacjach reaguję - zawsze)
Pseudokibice, czy Narodowcy 2 dni temu napadli w trójmieście na pociąg SKM i skopali po mordzie nawet starszą Panią (o rozpieprzonym pociągu to już nie wspomnę). Patologiczne nie tylko nastoletnie dzieci tagują jakimiś gryzmołami, nowe elewacje na przedwojennych kamienicach, po czym idą się pałować w Dzień Niepodległości w imię Ojczyzny. Serio?

Nienawidzę jak idę ulicą, albo siedząc w głupim McDonaldzie ktoś będąc jakieś 3 kroki od kosza zostawia po sobie syf w miejscu, które zasyfione być nie powinno. To nie tylko brak kultury, poczucia estetyki i dobrego wychowania, ale również brak poczucia wartości jaką jest lokalny patriotyzm i dbania o wspólne dobro np. poprzez dbanie o wspólne otoczenie.

Jest jeszcze kilka rzeczy, których nienawidzę, ale mniej więcej wytłumaczyłem wam już o co mi chodzi kiedy mówię o sobie jako patriocie.

Zadałem sobie wczoraj pytanie: Czy gdyby jutro wjechałyby obce czołgi, zabijali losowo wybieranych ludzi, i wchodzili do naszych domów w brudnych butach, żeby gwałcić, mordować i poniżać, czy poszedłbym walczyć? Czy wziąłbym udział w czymś takim jak Powstanie, ze świadomością, że raczej jest to pewna śmierć i zniszczenie wokół?
Oczywiście.
Jeśli ginąć to w słusznej sprawie, nie mógł bym żyć w zgodzie ze sobą, np. decydując się na przetrwanie, emigrację, bezpieczną egzystencję.

Teraz taka puenta: będąc na różnych lotniskach, w różnych miejscach nigdzie mi tak długo nie sprawdzają dowodu, czy paszportu jak na lotnisku w  Berlinie i nigdzie nie widać takiej przepaści w podejściu nacji do nacji jak w stosunku Niemca do Polaka. (serio)

Miasto 44 - film w sam sobie 6/10, ale niektóre sceny siedzą w głowie. Żyjąc w poczuciu, że to się stało nie tak długi czas temu odczuwam jakiś dziwny wewnętrzny dyskomfort.
"Świat wam tego nie zapomni' mówi jeden z bohaterów filmu zaraz przed tym, jak dostaje kulkę w łeb.
Trochę słabo - bo trochę zapomniał.


P.S podczas Powstania zginął jeden z moich ulubionych poetów - Krzysztof Kamil Baczyński, zostawię was z melodyjną interpretacją jego twórczości.

https://www.youtube.com/watch?v=brftyIVBy4c