środa, 7 stycznia 2015

Sorry, tak tak nie było mnie - czyli o zachwianiach, rozchwianiach, pożegnaniach.


Wchodząc tu po takim czasie - byłem pewny, że ilość waszych wejść  i wysokość położenia nad poziomem morza Rowu Mariańskiego, właśnie są dobrymi kumplami i palą skręta na ławce w parku. (nie palę skrętów). Well.. jestem mile zaskoczony, ale nie piszę tego dla uwagi, oklasków,czy ładniej to ujmując - nie gasnących w mojej głowie świateł jupiterów skierowanych na licznik wyświetleń.
(a brzydko ujmując, nie robi mi to, nie podnieca, nie jara - nic).

Powody mojej nieobecności tłumaczy foto powyżej, przynajmniej przez zimę jestem człowiekiem wieczne jutro.

SPOILER ALERT!
Dzisiaj będzie brzydko, dzisiaj będzie dziwnie, dzisiaj będzie chamsko. (nie bez powodu tu wróciłem)

Co może robić człowiek o 3 w nocy dnia powszedniego? Normalny człowiek zapewne śni o długonogich blond sąsiadkach. Ludzie trochę mniej normalni (tak tak, to ja) siedzą  przed drażniącym w ciemności świetle monitora, wsłuchując się w wciąż co jakiś czas powtarzające się pytanie DO I WANNA KNOW (by Artic Monkeys) wpierdalając truskawkowe żelki z promocji w Lidlu, z rozpierdalającym uczuciem natchnienia, weny, ale o tym było kiedy indziej.

Trochę pamiętnika wkurwionego (już od dawna nie) nastolatka,
Spędzając święta w cieple rodzinnej miłości kompletnie nie myślałem o tych, którzy włączając wigiljne TV siedzą sami. I nie chodzi o samotność fizyczną, o samotność mentalną, o świadomość tych osób, że właśnie nikt o nich w tym momencie nie myśli i zapewne od nowego roku ( wbrew dziwnym założeniom magii zmian wraz ze zmianą ostatniej cyferki w dacie) nie pomyśli.
Zajadałem barszczyk, od uszek trzęsły mi się uszka, przytulałem babcię ( zagryzając zęby ze wzruszenia, że ją mam, a mogę nie mieć - też tak macie?), a ktoś w tych chwilach umierał.
Z każdym 'szczerym' słowem Piotra Kraśki' i z każdą nutą kolędy od Golec łorkiestra wyrywało mu serce, gieło kolana, i zabierało siłę, żeby te zęby zaciskać.
Czemu teraz o tym myślę? Ktoś  odszedł, nie umarł, nie zginął tragicznie, po prostu odszedł ( dla mniej kumatych - tak, tak - samobójstwo). Nie był to jakiś mój najlepszy przyjaciel, ale w kręgach mniej lub bardziej znajomych coś tam było słychać, że parę głupich błędów przyszło mu w krótkim czasie odpokutować. Czemu o tym piszę? Bo dziwnie mną to wstrząsnęło. O ile nie jestem wrażliwy na rzeczy tego typu o tyle teraz wiem: Nieważne jak bardzo będziecie sobie wmawiać, że odejście kogoś z waszego otoczenia was na dłuższą metę nie rusza - na takie rzeczy człowiek nigdy nie jest przygotowany.
Nie biorę tego na klatę i nie będę udawał, że to jest ok - dlatego jestem wkurwiony. ( od dzisiaj  takie informacje będą mi się obijać o serce - obijając o uszy)

Jeśli macie wybór wybierzcie szczęście bliskich - tak na zapas jakby ktoś by się przypadkiem o te głupoty w swojej głowie rozbijał.

2 komentarze:

  1. Ja np. miałem bardzo krytyczne spojrzenie na samobójców...
    ...dopóki ojciec kolegi nie poszedł się huśtać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, dopóki nas samych to nie tyczy, dopóty możemy sobie zakładać różne rzeczy, a jak przyjdzie co do czego...

      Usuń